niedziela, 29 marca 2015

Zwykłe życie i zwykłe problemy

Witam wszystkich czytelników! (o ile jeszcze ktoś tu zagląda)

Rzadko tutaj bywam, ale piszę jeśli mam taką wewnętrzną potrzebę i ochotę. Właśnie nadszedł ten czas. Już od paru dni zbieram się, żeby wreszcie zostać sama z laptopem i muzyką.

Przerywnik: Ahh... akurat włączył się sundtruck z "Amelii" (jeśli ktoś jeszcze go nie słyszał to polecam!)

Mam już prawie 22 lata... mam bloga od 16-stego roku życia. To taka terapia wewnętrzna. Myślę, że wiecie o co mi chodzi. Gdy jest najgorzej, albo najlepiej, bądź masz jakąś filozofię, z którą chcesz się podzielić to lądujesz tutaj. Wspaniałe. Nie wierzyłam, że w wieku 22 lat będę jeszcze lubiła tutaj pisać. Chyba nigdy mi się to nie znudzi. Ewentualnie, gdy pójdę na kozetkę do zwykłego psychoanalityka. Na razie mnie na to nie stać.

Mowa wstępna w ogóle nie dotyczy dzisiejszych przemyśleń, ale to tak po prostu przychodzi. Samo.

Przerywnik: Pies mi chrapie ! :P

Byłam ostatnio na skraju załamania nerwowego. Od paru miesięcy nie mogę się zebrać w sobie i wykrzyczeć co mi leży na sercu. Nawet nie wiem z kim porozmawiać. Z jednej strony mnie osądzają, z drugiej uważają że to moje życie i mam robić co uważam... a ja dalej nie wiem. Nie jest łatwo przekonać ludzi do czegoś, czego sama pewna nie jesteś.
Pewnie zastanawiacie się o co mi tak naprawdę chodzi (albo i nie). W moim życiu właśnie zaczął się okres, w którym wybory mają już konsekwencje. To już nie są problemy typu: może pójdę dziś do szkoły, a może nie, bądź będę chodziła z tym chłopakiem, albo jednak nie. Teraz to już jest poziom wyżej: mieszkać z chłopakiem, którego się kocha? Albo lepiej: myśleć, jak siostra czy koleżanka, które twierdzą, że jeśli przez parę miesięcy nie wyprowadziliśmy się przez jego pracę to znaczy, że nie jest na tyle dorosły. Ehh... i komu teraz ufać? Sobie, czy im?
Może miłość jest ślepa, ale czy aż tak? Czy do tego stopnia jestem zakochana, że nie mogę powstrzymać myśli, że w końcu będzie dobrze. Przecież musi być. Prawda? Miałam już chwilę zawahania, ale po każdej rozmowie z nim mijają... Mimo, że wiem. Czasem robi głupio. Nie pomyśli o KONSEKWENCJACH. Tylko czy to miałoby zaważyć na tym, żebym już mu nie wierzyła? Wiem, że oddałby mi pół świata jeśli by mógł. Czy mi się tak tylko wydaje? To wszystko mnie tak przerasta. Ostatnio.
Praca nie pomaga, mieszkanie, z którego już dawno powinnam się wyprowadzić (słyszę w głowie tylko: mija kolejny miesiąc, a ty nadal tu!) i jeszcze ta niechęć... do nauki, do ćwiczeń, do rysunku. Jak robot podążam do pracy, wracam z pracy, staram się uczyć i idę spać. Wciąż czekając na telefon: kochanie możemy wyjść z tego bagna! dostanę normalną wypłatę, pakuj się!

Dziwnie to wszystko wygląda co?

Tylko co ja mam robić? Czekać na te słowa, które tak bardzo bym chciała usłyszeć? Czy układać sobie życie inaczej? Wiem, że nie mogę czekać... ta decyzja pociągnie za sobą sznur konsekwencji. Może być lepiej lub gorzej. Na co się zdecydować? Aż wreszcie pytanie: ile miesięcy/lat trzeba czekać, żeby było lepiej?

Właśnie doszłam do momentu, w którym ważne chwile w moim życiu przypływają do mojej głowy niczym rzeka wpływająca do morza. Słyszę głosy, które mówią: "mogło być lepiej"; "postaraj się bardziej"; "wyszło wspaniale, ale popraw jeszcze to i to..."; "świetna robota! ale możesz dołożyć jeszcze to"; "dobry pomysł, ale przemyśl to jeszcze"; "starałaś się, ale to chyba nie jest praca dla Ciebie"; no i : "czy uważasz, że to na pewno odpowiedni mężczyzna dla Ciebie?" itp. Przeciętność mnie dobija! Moje wygórowane ambicje, które zawsze zostawały spalane żywcem przez te wszystkie słowa. Wtedy zastanawiasz się co z tobą jest nie tak? Dlaczego nigdy nie możesz być w czymś naprawdę dobra, żeby ktoś nie musiał Cię poprawiać, czy patrząc z politowaniem, mówić: "przykro mi, ale sama wybrałaś". Na początku to jeszcze nie było nic złego, normalna sprawa... później stwierdziłam, że po prostu trudniej mi wszystko przychodzi, niż innym... a teraz? W wieku 22 lat wciąż robię to samo. Dążę do tego, żeby wreszcie ktoś mi powiedział: "Nie spodziewałem się tego. Naprawdę Ci się udało!"; "Widzę, że jesteś szczęśliwa. Dobrze wybrałaś!" bądź "Jesteś w tym naprawdę dobra!". Myślicie, że doczekam tego momentu?

A: Myśl pozytywnie!
B: Jak mam myśleć pozytywnie w takiej sytuacji?
A: Dlaczego masz nie myśleć pozytywnie w takiej sytuacji?
Co Ci pozostało?
B: Złość, smutek, czekanie na lepszy czas...
A: I myślisz, że tak będzie Ci lepiej? Że coś zmienisz?
B: Nie...
A: To po co? Gdy jest źle pozostaje tylko miłość i myśl, że będzie lepiej.
Po deszczu wychodzi tęcza...

Powyżej fragment rozmowy:
A - mój chłopak
B - Ja

Dziękuje za to, że jesteście!
Śpijcie dobrze i próbujcie myśleć pozytywnie (ja też spróbuje) ! :*