Nie wiem co się dzieje.
Jestem przerażona.
Tylko, żeby tego nie było...
Znowu stres.
Moje wnętrze (akurat teraz nie chodzi o uczucia) buntuje się.
Negatywny.
Ale nadal brak. I co?
Stres mnie pożera... a ja nie wiem co robić.
Głowa wariuje, myśl o powracającej chorobie też.
Bo jeśli negatywny. To nawrót tego gówna jest chyba jedynym wyjaśnieniem.
Czekanie...
czekanieczekanieczekanieczekanieczekanieczekanieczekanie.
Humor?
Nie najlepszy.
Powrót do żywych po chorobie?
Nie chce o tym myśleć. Jest mi dobrze tu, samej, bez pośpiechu i wkurwiania.